„Pączek z dziurką” – recenzja filmu „Na noże”

Pewien belgijski detektyw o niskim wzroście, jajowatej głowie oraz wielkich wąsach, rzekł niegdyś: „Gdziekolwiek jest ludzka natura, tam jest i dramat”. Te słowa wciąż po latach trafnie opisują nasze rodziny. Co ma jednak wspólnego zła natura ludzka z familią? Otóż odpowiadając na tą z gruntu rzeczy prostą zagadkę, słowa te wypowiedział kultowy bohater licznych powieści Agathy Christie, Herkules Poirot. A z kolei fabuła najnowszego filmu Riana (znanego pod pseudonimem artystycznym „Ruina”) Johnsona, w którym czuć echo dawnych powieści kryminalnych, koncentruje się właśnie… na rodzinie. Paradoksalnie jednak ostatnimi czasy łatwiej jest przenieść kryminalną historię na ekrany telewizorów niż kin. Co ma to zaś wspólnego z filmem kinowym? Otóż, Rianowi Johnsonowi jako pierwszemu od wielu lat udało się obalić ten schemat… A wszystko to w otoczeniu „przyjemnej” rodziny, pieniędzy oraz równie przyjemnego morderstwa. To jak? Gotowi, by walczyć „Na noże”?

Oś fabularna całej kryminalnej zagadki skupia się na 85 urodzinach autora wielu powieści Harlana Trombleya (Christopher Plummer), do którego z okazji rocznicy przyjeżdża zewsząd cała rodzina, by celebrować jego urodziny. W ogólnym zamierzeniu, bo w rzeczywistości każdy z nich ma własny interes do ubicia z głową rodziny. Jako bowiem, że starzec ma pokaźny majątek, każdy ma na niego chrapkę. I tylko pracowita, nieśmiała służąca, Marta Cabrera (Ana de Armas) jako jedynej zależy na zdrowiu pisarza. Tej jednak nocy dochodzi do katastrofy, bo głowa rodziny umiera w tajemniczych okolicznościach. Z pozoru wygląda to na czyn samobójczy, lecz z czasem na miejsce przybywa uznany detektyw, Benoit Blanc (Daniel Craig), który rozpoczyna własne śledztwo. W ten sposób rozpoczyna się mordercza gra, w której każdy ma coś do ukrycia, a winny może być tylko jeden…

Rok 2019 przyniósł wiele pozytywnych zaskoczeń filmowych, a zarazem przełamał wiele barier gatunkowych. Z pozoru zwykły straszak „To my” Jordana Peele poruszył kilka ważnych wątków społecznych, „Pewnego razu… w Hollywood” Quentina Tarantino okazał się satyrą na temat przemysłu filmowego, a największym fenomenem stał się „Joker”, który w niesamowity sposób przedstawił tragiczny upadek człowieka. Teraz zaś śmiało można dopisać do tego grona najnowszy film Riana Johnsona. Niektórzy mogą uważać, że słynny „Ruin”, jak sama ksywka wskazuje, zrujnował i podzielił fanów „Gwiezdnych Wojen”, co nie zmienia faktu, że Johnson od zawsze należał do odważnych twórców, który wbrew wszelkim przeciwnościom losu (i toksyczności członków pewnego ukochanego fandomu), stawiał na swoje. Wszystkim jednak tym, którzy nie spodziewali się po tym filmie nic dobrego, odpowiedzieć można, posługując się słynną kwestią pewnego prowadzącego polskiego programu (którego mądrością przewyższa chyba tylko sam Poirot): Otóż nie tym razem. „Na noże” nie jest bowiem jedynie zwykłym eksperymentem, a jedyną w swoim rodzaju opowieścią, która łącząc humor z intrygą i pastiszem, daje wspólnie znakomity efekt.

Znalezione obrazy dla zapytania: knives out film 1920x1080"

Zresztą „Na noże” przypomina taki szalony mix wielu gatunków filmowych. W centrum tego bogatego repertuaru znajduje się więc kryminalna zagadka, a poza tym dopełnia go sprawny humor sytuacyjny, wystrzelane z prędkością światła dialogi oraz celna satyra społeczna. Oglądając film Riana Johnsona, można odnieść wrażenie, że to pastisz powieści Agatie Christie, który nie ma w sobie nic unikalnego. W rzeczywistości jednak reżyser łączy w sobie cechy typowego kryminału, dając wspólnie unikatowy efekt. W porównaniu do nieudanego „Morderstwa w Orient Expressie”, Johnson nie zamyka się jednak wewnątrz ram schematu gatunku, a zamiast tego podobnie jak Jordan Perle w „Uciekaj!” ciągle dostarcza nam szaloną wariację. Kolorowych postaci dopełnia więc groteskowe wnętrze domu, a samego sarkazmu i komizmu opartego na dialogach jest tu więcej niż a jeżeli krwi. Czy to jednak źle? Oczywiście, że nie! Widz bowiem ani nawet na moment nie odczuje zmęczenia w trakcie seansu.

Cała zresztą intryga, skupiająca się na pytaniu: Kto zabił?, jest tak znakomicie rozplanowana, że wraz z kolejnymi zwrotami akcji, wzbudza coraz większą fascynację u oglądającego, a jednocześnie pozostawia go też w pewnej konsternacji, tak że przez dłuższy czas nie jest w stanie przewidzieć tego, co się zaraz potem wydarzy. Rian Johnson cały czas bawi się formułą kryminałów, dając nam pewne wskazówki, ale zachowując także dyskrecję do samego końca. I dopiero wówczas wyciąga z rękawa parę asów, które nie tylko zaskakują, ale i z tego fabularnego punktu widzenia odnajdują swoje logiczne uzasadnienie. Nie trudno się więc nie domyślić, że nie byłoby to ani trochę możliwe, gdyby nie fantastycznie rozpisany scenariusz. To właśnie bowiem ten przez wielu pogardzany „Ruin” pociąga za wszystkie sznurki w historii i robi to w sposób bardzo umiejętny, że nie sposób mu odmówić wielkiego talentu filmowego i… kulinarnego. Z pozoru Johnson upiekł zwykłego pączka (kryminalnego), ale w którym intryga jest tak idealnie wypieczona, że się nie dłuży, dialogi soczyste jak nadzienie w środku, a świetne wykorzystanie scenografii wilii osładza serce widza jak lukier na wierzchu. Nominacja do Oscara, a może nawet statuetka? Ależ owszem, czemu nie…

Znalezione obrazy dla zapytania: knives out film 1920x1080 rian johnson"

Jemu też należy się. I to tym bardziej, że poza umiejętnie rozpisaną intrygą, dostajemy tu także kilka osobnych kontekstów społecznych, które w zaskakująco bardzo  trafny sposób opisują problemy współczesnego świata. Krytyka konsumpcyjnego stylu życia? Jest. Chciwość, która prowadzi do pogorszenia relacji rodzinnych? Owszem. A uwagi względem złego nastawienia ludzi do imigrantów i nadużywania przez młodych ludzi internetu? Też się pojawiają. Te i jeszcze wiele innych. Co jednak najciekawsze w tym wszystkim, Rian Johnson wprawdzie w głównej mierze koncentruje się na intrydze, lecz mimo to każdemu z wątków daje szansę wybrzmieć na ekranie. Scenariuszowo mamy więc do czynienia ze znakomicie rozpisaną fabułą. Tu każdy element, nawet zwykła piłeczka, czy plansza do gry znajduje swoje przeznaczenie. Wprawdzie reżyser nie wywraca też światu kryminałów do góry nogami, ale i tak można znaleźć wiele ciekawych rozwiązań. Wystarczy rzec, że choć „Na noże” sprawiają wrażenie smakowitego ciastka, to jednak prawdziwą cnotą prawdy jest tutaj… odruch wymiotny.

Nadzieja na zrozumienie sedna tej historii może się wydać początkowo złudna, a wszystkie smaczki niedostrzegalne, lecz kolejne elementy układanki są skryte pod wizerunkiem członków rodziny. W tej więc kolorowej familii (pod względem ubioru i charakteru, nie skóry), otrzymujemy istną śmietankę postaw współczesnego człowieka, począwszy od materialisty, Walta (Michael Shannon), przez typową business-woman Lindę (Jamie Lee Curtis), lekkoduszną Joni (Toni Collette), a skończywszy w końcu na fałszywym Richardzie (Don Johnson) oraz irytującym do granic możliwości Ransomie (Chris Evans). Wszyscy są intrygujący, ale nie pozbawieni pewnych wad. A że dodatkowo właściwie każda z tych postaci ma zrozumiały motyw na chęć pozbycia się starca, to tylko aura napięcia jeszcze bardziej wzrasta. Dla Riana Johnsona istotną rolę nie odgrywa jednak wyłącznie uwypuklenie wad człowieka, ale przede wszystkim sama rodzina, która musi się zmierzyć ze śmiercią bliskiego. Niby nic nadzwyczajnego, ale zamiast stworzyć wspólnotę, każdy z nich gra dla własnej bramki, korzyści i pieniędzy. Paradoksalnie więc w trakcie życia Harolda zawsze najbardziej o niego dbała zwykła imigrantka i pielęgniarka Marta i to ona najmocniej przeżywa jego stratę… bo reszta rodziny myśli już tylko o testamencie. Ale w końcu nic tak nie zbliża rodziny do siebie jak morderstwo, prawda?

Na noże

Wybierając się do kina na zagadkę Benoita Blanca, największą zachętą do obejrzenia seansu nie była jednak zapewne ani otoczka kryminalna jak z powieści Agathy Christie, ani tym bardziej kontrowersyjne ostatnimi czasy nazwisko Riana Johnsona, ale obsada, rzecz jasna. Złożona z przeróżnych person z odmiennych gatunków filmowych, a zarazem nieco absurdalna. Można by się więc pokusić się o stwierdzenie, że osoby odpowiedzialne za casting zmiksowały ze sobą wiele składników, tworząc koktajl nie do przełknięcia. Co jednak ważne, w rzeczywistości ten koktajl nie wywołuje żadnych odruchów wymiotnych, a zamiast tego jest niezwykle wartościowy i smaczny. Tak właściwie to niemal każdy z tej imponującej obsady otrzymuje swój osobny czas na ekranie, dzięki czemu ma szansę na dłużej zapaść w pamięci widza. Na czoło wysuwa się tu zwłaszcza self-made woman z nieskończoną energią, czyli znana z horrorów Jamie Lee Curtis, ale dumnie kroku jej dotrzymuje również zmanierowany „psychol” Michael Shannon, czy ekspresyjna Toni Collette, która swoim charakterystycznym akcentem i szykiem modnym przypomina jedną z członkiń „Seksu w wielkim mieście”. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć również o Chrisie Evansie, kojarzonego dotąd niemal wyłącznie z rolą Kapitana Ameryki w uniwersum MCU. Osobiście nie przepadam za tym aktorem, ale tutaj dał się poznać z innej strony i wyszło mu to bardzo dobrze. 

Szkoda tylko, że przez nagromadzenie w obsadzie świetnych ciasteczek w postaci znanych aktorów, większość z nich wraz z biegiem czasu zaczyna odgrywać coraz mniejsze znaczenie dla całej intrygi. Sam bowiem początek, łudząco podobny do wielu powieści o Herkulesie Poirot, kiedy to detektyw Blanc, przeprowadza przesłuchanie z każdym z członków rodziny tuż po śmierci ich bliskiego, daje ciekawe spojrzenie na każdego spośród nich. Niestety, później zostają niepotrzebnie odsunięci na bok. Dodatkowo dla bardziej surowych testerów czkawką może się odbić także zupełne niewykorzystanie potencjału Lakeitha Stanfielda, czy znanej z „Trzynaście powodów” Katherine Langford. Ale nawet jeśli, to Rian Johnson w żadnym stopniu nie umniejsza swojego wielkiego talentu do wykorzystania aktorów, czego przykładem jest choćby Christopher Plummer. Z pozoru ma on do zagrania nudną rolę, bo zimnego trupa, ale który autentycznie ożywa na naszych oczach. Największym zaś objawieniem tego filmu pozostanie nieśmiała pielęgniarka Marta Cabrera w doskonałym wykonaniu Any de Armas. Zwiastuny nic na to nie wskazywały, ale otrzymała bardzo wiele czasu, tworząc z Danielem Craigiem świetny duet. Już w „Blade Runnerze 2049” pokazała, że jest nie tylko piękną „babeczką”, ale i też utalentowaną aktorką. Lecz to w „Na noże” pokazała w pełni pokaz swoich wysokich umiejętności. Tą najjaśniejszą gwiazdą w gwiazdozbiorze reżysera jest jednak i tak sam Daniel Craig. Szerzej znany z roli Agenta 007 Brytyjczyk imponuje tu swoją elegancją, doskonałym wyczuciem humoru, a zarazem niecodzienną gestykulacją, przywodzącą na myśl Colombo. To najlepsza dotychczasowa rola Craiga, sprawiająca wrażenie zwykłej, ale udanej satyry znanych detektywów.

Znalezione obrazy dla zapytania: knives out film 1920x1080"

Gdybym tak jak główni bohaterowie z filmu miał zasiąść na fotelu przed detektywem Blanciem i odpowiadać na kolejne jego pytania, zapewne tak jak większość bym kłamał, chcąc uratować własną głowę. Na pytanie jednak, czy warto się wybrać do kina „Na noże”, bez wahania mogę odpowiedzieć że nie ma się czego obawiać, bo to jeden z najlepszych kryminałów ostatnich lat. Jak to bowiem sam wyjaśniał detektyw Blanc w swojej pokręconej, acz zabawnej teorii w jednej z końcowych scen: Istnieje wiele pączków, ale tylko w niektórych z nich są dziurki. I to właśnie sprawia, że się przeistacza w jedyny w swoim rodzaju donut, o którego niezwykłości świadczy to, co niewidoczne. I podobnymi słowami można podsumować cały film Riana Johnsona. Z pozoru to bowiem taki zwykły film, jakich było już wiele, ale któremu i tak nie da się oprzeć ze względu na doskonale poprowadzoną intrygę, fantastyczną obsadę i świetne poczucie humoru, a poza nim kryją się tu także liczne dziurki, w których każdy może znaleźć coś dla siebie. Zwykłe kino rozrywkowe? Pastisz? Satyra? Być może, ale tak dobre desery aż palce lizać!

 

Ocena Filmaniaka:

8/10

1280px-4_stars.svg

 

Dodaj komentarz