„Ostrze losu” – recenzja 1 sezonu serialu „Wiedźmin”

Zło jest złem. Mniejszym. Większym. Średnim. Wszystko jedno. Ale jeżeli mam wybierać pomiędzy jednym złem a drugim, to wolę nie wybierać wcale” – Tymi słowami podczas jednej z przygód pewien łowca potworów określił swoją definicję zła i przywiązanie do czynienia dobra. Można by go określić mianem bohatera, bo w końcu wyłącznie dzięki swojej odwadze uratował niezliczoną ilość ludzi przed niechybną śmiercią, ale czy aby na pewno? Nigdy to bowiem nie stanowiło większego znaczenia. Czy ktoś przeżyje, czy nie. To jego przeznaczenie, przed którym i tak nie zdoła uciec. Dla niego liczyło się tylko to, by wykonać swoje zadanie i dostać zapłatę. Nic więcej. Choć jednak zabijał potwory i ratował ludzi, to i tak przez wielu z nich był traktowany niczym wróg. Rzec by można: To potwór, ale nie. To tylko mniejsze zło, które ostrzem przeznaczenia ustala bieg historii. Zabójca potworów, Geralt. Tytułowy Wiedźmin, bohater powieści Andrzeja Sapkowskiego, które z miejsca zdobyły rzeszę fanów w Polsce i nie tylko. Jeszcze większą popularność przyniosły mu późniejsze znakomite gry ze studia CD Projekt, a w szczególności trzecia część, „Dziki Gon”, która zdobyła miano gry roku. W ten sposób ten z pozoru zwykły morderca potworów z miejsca stał się rozpoznawalną postacią na całym świecie. Nic więc dziwnego, że niedługo potem pojawił się pomysł, by stworzyć aktorską wersję jego przygód. I choć wątpliwości było wiele na długo przed premierą, to jednak koniec końców „Wiedźmin” tuż przed świętami w zeszłym roku wylądował na Netflixie. Czy jednak okazał się on spełnieniem marzeń fanów sagi, a może to… Mniejsze zło?

Już na samym wstępie warto zdać sobie sprawę z tego, że Netflixowy „Wiedźmin” miał szczególne olbrzymie znaczenie dla Nas, Polaków. W końcu bowiem już od co najmniej kilkunastu lat, historie Geralta z Rivii uchodzą za jedne z najważniejszych powieści w naszej ojczyźnie. Być może jeszcze do lat dziewięćdziesiątych za to najważniejsze polskie osiągnięcie uznawano słynną trylogię Henryka Sienkiewicza, ale czasy się zmieniają, w związku z czym potrzeba było czegoś innego w świecie, gdzie coraz większą rolę odgrywa fantastyka. Tym lekiem na polską literaturę stał się więc „Wiedźmin”, który dzięki swojemu rozmachowi szybko wszedł do ścisłej czołówki powieści fantastycznych obok takich legend jak „Władca Pierścieni”, czy „Gra o tron”. Dlatego też te oczekiwania były tak wielkie. Szybko pojawiło się jednak sporo kontrowersji, związanych z wizerunkiem Geralta, jego mieczami, czy wyglądem Yennefer. Tych i wielu innych uwag nie zabrakło do premiery. Co jednak sama przyznawała showrunnerka serialu, Lauren Schmidt: To w głównej mierze miała być ekranizacja książek. Jak więc pod tym względem sprawdził się „Wiedźmin”? I zapewne w tym miejscu głośno bym mruknął z zamyślenia, idąc za przykładem Geralta, bo z jednej strony czuć, że twórcy starali się jak najlepiej oddać ducha książek Sapkowskiego, ale z drugiej zbyt wiele pojawia się tu także momentami niepotrzebnego chaosu, który znacząco utrudnia prawidłowy odbiór. Gdy więc jedni będą zachwyceni możliwością zobaczenia Geralta w akcji, inni będą narzekać na liczne nieudane zmiany w stosunku do pierwowzoru i błędy fabularne, które niestety, ale się pojawiają. Chyba jednak najważniejsze w tym wszystkim jest to, że „Wiedźmin” w ogólnym tego słowa znaczeniu sprawdza się w roli rozrywki, mimo że do miana świetnego początku sporo mu też brakuje.

Jak już wiadomo od dawna, istotny w kontekście całego sezonu jest szczególnie pierwszy odcinek. To on bowiem nakreśla klimat i na samej jego podstawie często można określić, czy cały serial jest wart obejrzenia. Jeśli więc pilot nie zainteresuje widza, to trudno jest mu polubić resztę. W przypadku serialowego „Wiedźmina”, to o tyle utrudnione zadanie, bo książki Andrzeja Sapkowskiego mają dość nietypową budowę, na zasadzie powieści szkatułkowych – a więc zbioru kilku odrębnych opowiadań, które z początku nie mają ze sobą nic wspólnego, ale z czasem to się zmienia. Potrzeba było więc wybrać opowiadanie, które by z miejsca mogło zainteresować do dalszego oglądania nie tylko długoletnich fanów sagi, ale również nowych widzów, którzy nie mieli wcześniej szansy zaznajomić się z przygodami Geralta. Wybór padł na „Mniejsze zło” – a zatem historię, w której Wiedźmin mierzy się z rozbójnikami tajemniczej Renfri. I nie do końca początkowo byłem przekonany, czy to prawidłowy wybór, gdyż widz przez to już w pierwszym odcinku zostaje wrzucony na głęboką wodę. Znacznie lepszym pomysłem było zekranizowanie opowieści o strzydze, które również się pojawia, ale dopiero w trzecim odcinku. Lecz mimo to w samej swojej budowie oraz wyglądzie „Wiedźmin” od pierwszych chwil zaskakująco dobrze się sprawdza. Wątek konfliktu Wiedźmina interesuje, podobnie zresztą jak to co dzieje się w samej Cintrze i jedynie szkoda, że tak mało było Renfri, bo wcielająca się w nią Emma Appleton poradziła sobie naprawdę świetnie, a jej pojedynek z Geraltem był znakomity. Jeśli więc ktoś miał wątpliwości przed obejrzeniem „Wiedźmina”, to na szczęście od początku nastraja on optymistycznie.

Znalezione obrazy dla zapytania: witcher 1280x720 episode 1"

Gorzej jest niestety w przypadku kolejnych epizodów, które niemal na przemian okazują się raz lepsze i raz gorze, przez co część z przygód Geralta… po prostu nudzi. Najlepszym tego bardzo nierównego poziomu serialu jest sytuacja z odpowiednio drugim i trzecim odcinkiem, które niby wspólnie mają tworzyć całość, ale gdyby je zestawić do siebie, to by się okazało że jest pomiędzy nimi zaskakująco spora dysproporcja. Gdy więc drugi epizod przed długi czas trąci nudą, a poza ukazaniem bardzo ciekawej genezy Yennefer i wprowadzeniem postaci Jaskra (i jego pewnej uroczej piosenki), nie ma w sobie niczego godnego zapamiętania, tak z kolei trzeci, skupiający się na śledztwie Geralta, dotyczącym strzygi trzyma w ciągłym napięciu i pojawia się w nim sporo pożądanego mroku z dodatkowo świetnie rozwiniętym wątkiem Yennefer. A później ta sytuacja w dalszym ciągu się nie poprawia. Ta więc ciągła dysproporcja i skakanie z ciekawszych do nużących odcinków z biegiem czasem staje się nieco męcząca, i to tym bardziej że wiele z nich nie otrzymuje wystarczająco dużej ilości czasu na rozwinięcie poszczególnych wątków. Gdyby więc każdy z kolejnych odcinków mógł mieć w sobie takiego ducha z książek Sapkowskiego jak ten trzeci w reżyserii Alexa Garcii Lopeza, to i cały sezon sprawdziłby się znakomicie. A tak te niedociągnięcia są widoczne i pozostawiają po sobie pewien niedosyt.

„Wiedźminowi” z całą pewnością nie można odmówić sporego rozmachu i tego, że widz może odczuć sporo przyjemności w trakcie oglądania i szybko zaangażować się w całą historię, ale niezwykle ciężka dla wielu może się okazać sama konstrukcja serialu oraz poszczególnych odcinków, które… rozgrywają się w różnych ramach czasowych. Jest to z całą pewnością bardzo ciekawe rozwiązanie, które sprawia, że jeśli widz przedtem nie czytał książek Sapkowskiego i nie znał chronologii wydarzeń, to nie będzie w stanie wszystkiego się domyśleć. Świetnie wypada zwłaszcza temat znanego na Kontynencie Prawa Niespodzianki, który wraz z przeskokami w czasie nabiera jeszcze większego znaczenia. W tym miejscu należy się więc ogromny szacunek dla twórców, bo koncepcja gry z czasem była bardzo odważna, ale z miejsca mogła także odrzucić od siebie wielu widzów. Z podobnym tego przykładem mogliśmy się już wcześniej spotkać przy okazji pierwszego sezonu „Westworld”. Tam gdzie jednak, ta gra sprawdziła się bezbłędnie, tu z kolei w „Wiedźminie” już niestety nie do końca. Oczywiście, jest to ciekawy zabieg, ale nie pozbawiony pewnych błędów, bo niektóre postacie pomimo upływu lat wcale się nie zmieniają, a inne z kolei wyparowują jak kamfora. Dodatkowe przeskoki czasowe wprowadzają niepotrzebny zamęt do fabuły, który momentami znacząco utrudnia oglądanie.

Znalezione obrazy dla zapytania: witcher tv series 1920x1080"

Na chaosie fabularnym cierpią zwłaszcza postacie drugoplanowe, których pojawia się tu cała grama, a mimo to i tak niemal żadnej z nich nie poświęca się wystarczająco dużo czasu na ekranie. Zarówno więc charyzmatyczny Eist (Björn Hlynur Haraldsson), czarodziej Istredd (Royce Pierreson) żaden z nich nie ma szansy, by zaistnieć z powodu nagromadzenia postaci. Nieco więcej jest z kolei ciotki Ciri, królowej Calanthe, ale grająca ją Jodhi May choć charyzmatyczna, nie zrozumiała swojej roli. Wprawdzie Calanthe była surowa, ale nie wynikało to wcale z jej złego temperamentu, a zwykłego lęku przed zagrożeniem. A tutaj niestety jest zwykłą lekkomyślną władczynią. Zupełnie nie sprawdza się też zupełnie nijaka Mimi Ndiweni jako czarownica Fringilla, ani kreowany na głównego złoczyńcę Eamon Farren w roli Cahira, który poza ciągłym rzucaniem mściwych spojrzeń jest niestety bezpłciowym antagonistą. W serialu można znaleźć wiele zmarnowanych potencjałów, ale tym największym jest Anna Schafer jako legendarna Triss Merigold, czyli jedna z najważniejszych postaci w historii Geralta z Rivii. Z zupełnie niezrozumiałych przyczyn zamiast wprowadzić jej wątek w swoim czasie, zostaje wciśnięta na siłę do pierwszego sezonu, pomimo że… na tym etapie wcale jej nie było w książkach. Pomijając już wygląd Triss, bo to sprawa drugorzędna, brak jej tej kobiecości i tajemniczości co w książkach, czy grze. I to nawet nie tak, że Anna Schafer jest fatalna, bo stara się jak może, ale z racji przeciętnego scenariusza, nie ma jak się wykazać i przez to sprawia wrażenie zupełnie bezpłciowej.

Nawet jeśli zmarnowano potencjał większości postaci, to i tak można wśród nich bez najmniejszego problemu co najmniej paru tych, którzy z miejsca mogą zainteresować oglądającego. Wynika to z faktu, że wcielający się w nich aktorzy mogą się pochwalić większym doświadczeniem. Tak jest choćby brata znanego Madsa Mikkelsena (swego czasu przymierzanego do roli Wiedźmina), czyli Larsa (seriale Sherlock i House of Cards) jako charyzmatyczny Stregobor, Adama Levy’ego (serial Anno Domini) wcielającego się w Myszowora, a przede wszystkim Tissaii de Vries w świetnym wykonaniu MyAnny Buring („Zmierzch”). Każdy z czarodziejów wykorzystał w pełni swój czas. Tym jednak największym pozytywnym zaskoczeniem i tak pozostanie Joey Batey, który świetnie poradził sobie w roli przyjaciela Geralta, a zarazem przemądrzałego barda, Jaskra. Jest on dokładnie taki, jakiego można było sobie wyobrazić po przeczytaniu książek – na przemian zabawny i irytujący i ciągle wpadający w kłopoty. Joey Batey doskonale sprawdza się w duecie z Henry’m Cavilla, a i sam zachwyca swoim talentem wokalnym. Pomysł, by wprowadzić ballady do świata Wiedźmina okazał się fantastyczny, czego najlepszym przykładem jest piosenka „Toss a coin to the Witcher”, która szybko zapada w pamięci i nie sposób jej zapomnieć.

Pewne wątpliwości mogły się także pojawić względem samej strony wizualnej. Na długo przed premierą wielu narzekało choćby na zbyt idealistyczny wygląd Geralta i Yennefer, czy design potworów. Tymczasem jak się okazało się, te uwagi były niepotrzebne, bo wbrew pozorom „Wiedźmin” dobrze prezentuje się estetycznie. Oczywiście, nie ma co się też oszukiwać, daleko mu w tym miejscu wciąż do „Gry o tron”, ale sama scenografia, czy kostiumy (poza nieszczęsnymi „plastikowymi” zbrojami żołnierzy z Nilfgaardu) nie są wcale złe, a już szczególnie świetnie wypadają sceny batalistyczne, w których widać świetną pracę kaskaderów. Dodatkowo posądzana o brak „słowiańskości” muzyka wpada w ucho widza, a lokacje na czele z świetnym wykorzystaniem polskiego Zamku w Ogrodzieńcu okazały się trafione. Jedynie wątpliwości można mieć co do samych efektów specjalnych, które często pozostawiają sporo do życzenia. Tak jak Kikimora oraz Strzyga z trzeciego odcinka jeszcze są niezłe, tak z kolei pewien „diabeł” z drugiego epizodu i smok… już nie do końca. Trzeba jednak pamiętać, że producenci tną koszty na pierwszym sezonie, by się ubezpieczyć w ramach jego niepowodzenia. Stąd też widać tu cięcia budżetowe. Jak się jednak okazało, serialowy „Wiedźmin” szybko zdobył popularność, więc mam nadzieję, że twórcy nie będą już szczędzić pieniążków w myśl za słowami z piosenki Jaskra: Toss a coin to the special effects in the Witcher!

Jak sam tytuł wskazuje, głównym bohaterem tego serialu jest nie kto inny jak właśnie on – zabójca potworów, a zarazem pogardzany przez ludzi Geralt z Rivii. I choć rzeczywiście ma on ważną rolę do odegrania w tej historii, to jednak mimo wszystko nie można go w pełni nazwać postacią pierwszoplanową, bo poza nim otrzymujemy tu także dwa inne wątki, skupiające się na dwóch, bardzo silnych postaciach kobiecych, a zarazem zupełnie od siebie odmiennych. Pierwszą z nich jest więc złotowłosa Ciri, księżniczka Cintry, nazywana także Lwiątkiem z Cintry. W ciągu kolejnych odcinków obserwujemy jak ta bezbronna i niemal zupełnie samotna dziewczynka próbuje sobie poradzić w obcym jej świecie, przy okazji poznając swoje skrywane moce. Jest to z całą pewnością ciekawa postać, o czym świadczą same późniejsze jej losy w książkach, ale odnoszę wrażenie, że jej wątek jest najnudniejszy, często się dłuży, a i tak stosunkowo mało ciekawego się w nim dzieje. Pewne wątpliwości można mieć względem wyboru Freyi Allan do zagrania tej roli z powodu jej wieku, ale młoda aktorka (i te jej cudowne oczy!) i tak zaskakująco dobrze sobie poradziła, choć też nie zachwyciła. Ale nadzieja jest, że jej wątek jeszcze się rozwinie. Prawdziwą gwiazdą tego sezonu jest natomiast Yennefer, czyli potężna czarodziejka, a zarazem ukochana Geralta. Sam pomysł by przedstawić genezę tej postaci od początku uważam za jak najbardziej prawidłowy, bo to właśnie po niej w trakcie kolejnych odcinków widać największą przemianę – z garbiastej, brzydkiej dziewczyny po cudowną i potężną czarodziejkę. Największe jednak słowa uznania należą się jej odtwórczyni, czyli Anyi Chalotrze, która gra zaskakująco bardzo dojrzale i wiarygodnie ukazała przemianę swojej bohaterki. Oczywiście, każdy mógł postać Yennefer wyobrażać na zupełnie inny sposób, co nie zmienia faktu, że Anya Chalotra poza swoją wielką urodą i aktorsko poradziła sobie świetnie.

Znalezione obrazy dla zapytania: witcher tv series ciri yennefer 1280x720"

Przed premierą serialu najgłośniej się mówiło jednak w związku z zaangażowaniem do tytułowej roli w „Wiedźminie” popularnego brytyjskiego aktora, czyli Henry’ego Cavilla, szerzej znanego wcześniej jako odtwórca słynnego Supermana z uniwersum DC. Wybór ten już od samego początku spowodował falę przeróżnych opinii u ludzi. Gdy więc jedni sądzili, że ten niejednoznaczność może się okazać korzystna, inni z kolei narzekali na to, że swoim zbyt idealnym i „ciachowatym” wyglądem zupełnie nie pasuje jako bezlitosny łowca potworów, jakim jest Geralt. Ale i tak to Cavill stał się główną twarzą promocji serialu, a jego znane nazwisko miało na celu ściągnięcie jak największej rzeszy widzów przed ekrany. Stąd też był zmuszony dźwigać na barkach zdecydowanie największy ciężar, bo nie dość że miał za zadanie zainteresować nowych widzów postacią Wiedźmina, to na dodatek nie zawieść jego długoletnich fanów. Poprzeczka stała więc wysoko i pomimo początkowych wątpliwości, Henry Cavill okazał się wielkim wygranym. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu przypadnie jego rola do gustu, bo jest minimalistyczna, ale i tak widać, że Brytyjczyk doskonale ją rozumie i mu na niej zależy. Przed premierą Henry Cavill niejednokrotnie podkreślał, że jest fanem książek i gier, co widać, bo w każdej scenie daje z siebie wszystko i pod względem aktorskim bije na głowę resztę obsady. Dodatkowo, co bardzo ważne, Cavill doskonale odnajduje się w scenach akcji, w których wykonał kawał świetnej roboty, a sekwencja rzezi w Blakiven z jego udziałem to istny majstersztyk.

Znalezione obrazy dla zapytania: witcher tv series 1920x1080"

Reasumując przygody „Wiedźmina” z pierwszego sezonu, na drodze widza może pojawić się sporo przeszkód, sprawdzających jego Granicę Możliwości, ale co najważniejsze przynoszą satysfakcjonujący finał, choć nie pozbawiony pewnych wad. Spełniło się więc marzenie wielu fanów sagi o Geralcie i w końcu otrzymaliśmy aktorską wersję jego przygód, ale zapewne każdy będzie miał jakieś swoje Ostatnie Życzenie, by poprawić niektóre aspekty w następnych sezonach. Nie wszystko się tu bowiem sprawdziło, w fabule z powodu gry z czasem pojawia się zbyt wiele chaosu i nie do końca wykorzystano potencjał wszystkich postaci. Ale nawet jeśli te niedociągnięcia faktycznie się pojawiają, to i tak „Wiedźmin” sprawdza się w roli zwykłej rozrywki, która sprawia przyjemność w trakcie oglądania. Teraz potrzeba tylko Trochę Poświęcenia ze strony twórców i by Netflix dał parę groszy więcej, by mogło z tego wyjść Coś Więcej. Jak powiedział Geralt w jednym z opowiadań: „Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. Drugim zaś śmierć„. Ostrze losu zostało już wyjęte z rozżarzonego pieca, a przyszłość każdego z bohaterów kształtuje przeznaczenie – często zgubne, ale przed którym nie da się uciec. A wierzę, że przeznaczeniem dla „Wiedźmina” jest to, by z tego małego Okruchu Lodu przemienił się w Wieczny Ogień i stał się jednym z najbardziej znanych seriali w przyszłości. Bo run już jest. Teraz czas tylko wykuć z tego miecz.

 

Ocena Filmaniaka:

6,5/10

3_stars.svg

 

P.S.: Ocena wystawiona z dużym kredytem zaufania w nadziei, że twórcy wyciągną wnioski z licznych niedociągnięć w pierwszym sezonie. Bo potencjał jest naprawdę wielki i oby tylko nie został zmarnowany. 

Dodaj komentarz