„Ten diler pływa i nie tonie” – recenzja Aragorna 1 sezonu serialu „Ślepnąc od świateł”

Uwaga! W poniższej recenzji mogą pojawić się spoilery z serialu!!!

 

„A w filmie polskim, proszę pana, to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana. Dialogi niedobre… W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje. A polski aktor, proszę pana… To jest pustka… Pustka proszę, pana… Nic! Absolutnie nic…” – tak zapewne zacząłby swoją przemowę inżynier Mamoń, usilnie przekonując interlokutora siedzącego naprzeciwko, że jego racja jest najmojsza. Gorzej jakby trafił on na Dario – bohatera najnowszego polskiego serialu ze stacji HBO „Ślepnąc od świateł”. Ten z miejsca by mu odpowiedział: „Ale to nie do mnie tak, do mnie nie…„. Nie dość bowiem, że w ostatnich latach kino w Polsce ma się naprawdę bardzo dobrze, to jeszcze seriale powstają coraz lepsze! Wystarczy tylko wspomniec „Belfra”, „Artystów”, czy „Watahę”. Mam wymieniać dalej, panie Mamoń?

No i tak oto pojawia się już wspomniany serial „Ślepnąc od świateł” od stacji HBO. Jest to ekranizacja bestselerowej powieści Jakuba Żulczyka, nominowanej w 2014 roku do paszportu Polityki. Nie wiem, czy przeczytanie książki przed obejrzeniem serialu byłoby posunięciem mądrym, czy też nie. Ale na pewno jeszcze ową „lekturę” nadrobię, bo słyszałem na jej temat wiele pozytywnych słów. Wiem natomiast jedno: Najważniejsze, ze niemal wzorowo oddano jej klimat na ekranie, choć chodzą tu także głosy malkontentów, że to tylko co najwyżej poprawnie zrobiona robota. Już sam zwiastun sugerował, że będzie to produkcja inna niż wszystkie. Oryginalna w sposobie narracji, perfekcyjna pod względem zdjęć i montażu oraz cholernie przekonująca aktorsko. I rzeczywiście, choć do miana arcydzieła trochę jej brakuje, to i tak należą się twórcom brawa. Oglądając losy dilera Kuby Niteckiego, który niczym olimpijski pływak omija podwodne przeszkody i unika ostrych zębów drapieżników, starając się nie utonąć w głębinach mrocznego warszawskiego półświatka, widz może poczuć się niemal tak jak on. Ale ostrzegam! Narkotykowe wizje i smak kokainy są tu jak na wyciągnięcie ręki. Uważajcie. Można się uzależnić. I oślepnąć…

Za sam serial odpowiada młody, zdolny i utalentowany reżyser Krzysztof Skonieczny (znany z filmu „Hardkor Disko”) i sam autor książki, Jakub Żulczyk, który napisał scenariusz na podstawie własnej powieści. Całość natomiast panowie zamknęli w ośmiu odcinkach. A telewizja HBO dała widzom wybór. Mogli je obejrzeć jednym ciągiem, dzięki platformie HBO GO lub czekać na każdy epizod co tydzień. Je wybrałem tę drugą opcję, przebierając z nogi na nogę i odliczając dni do sobotniego wieczoru. W moim odczuciu to wzmaga „filmowy” apetyt. Po pierwszym ekspozycyjnym odcinku jedna myśl zatem kołatała mi się w głowie: „Ok, dobre to było, świetnie budująca atmosferę czołówka przyciągała wzrok (choć nuta nie pasowała). Będę patrzeć dalej, mają mój kredyt zaufania, tylko kurczę, co ten główny bohater taki… sztywny, taki odstający od znanych aktorów drugiego planu…

Lecz po ósmym odcinku wszystko stało się jasne jak słońce, pomimo rzęsistego deszczu za oknem. Główny bohater, czyli Kubuś taki miał właśnie być. Od samego początku. To po prostu udany casting. Żulczyk i Skonieczny wymyślili sobie cwany plan. Zatrudnią kogoś z nieopatrzoną twarzą, debiutanta, który do tej pory znany był tylko w kręgach fanów polskiego rapu. Kamil Nożyński pseudonim Saful poradził sobie wręcz doskonale w tej roli. Stop. Za wielkie to słowo. Spisał się naprawdę dobrze. Szczególnie, gdy wypowiada krótkie kwestie. Nieco gorzej zaś jest, gdy dochodzi do scen i dialogów wymagających doświadczenia w dramatycznym repertuarze, w których to młody aktor nie do końca dobrze się odnalazł. Ale i tak młody, wysoki i szczupły Kamil Nożyński ze swoją dość odpychającą aparycją wchodzi w obraną fabularną konwencję jak nóż w masło.

ycqVcjD5X6J7n41ebEXDTg7KquD

Jego bohater jest bowiem charyzmatyczny, opanowany, metodyczny i ciągle ma oczy wkoło głowy. Stanowi to bardzo interesujący i wyraźnie zarysowany kontrast do reszty postaci. Kubuś do stolicy przyjechał z małej wsi w poszukiwaniu lepszego (czytaj: perspektywicznego) życia. I dzięki kumplowi o ksywie Sikor (Jacek Beler) znalazł wysokopłatną pracę, którą musi jednak ukrywać przed rodziną. Kiedy poznajemy go po raz pierwszy, nadal jest na usługach Jacka (Robert Więckiewicz) – lokalnego mafiozo. Robi w… detalu. Waży, odmierza, dzieli na mniejsze paczki. Krótko mówiąc, handluje kokainą. I jako diler ma na mieście poważanie. Kupuje od niego zarówno plebs, jak i także wyższe sfery na przykładzie choćby polityków.

Jednak on sam nie spoufala się zbytnio ani z klientami, ani z gangsterami. Trzyma się raczej na uboczu, ale ma swoje zasady. Mieszkanie, o którym nikt nie wie. Drogie auto z przyciemnionymi szybami. I dwie kobiety – kochankę Paulinę (Marzena Pokrzywińska) oraz bliską przyjaciółkę Marię „Pazinę” (Marta Malinowska). Z pierwszą ucieka w świat gorącego seksu. Druga z kolei będzie dla niego oparciem, gdy domek z kart zacznie się rozpadać. Sam natomiast odzywa się rzadko. Taka poza. Kuba jest wręcz metaforyczną Warszawą. Warszawą, której w każdej chwili grozi potop. On jednak cały czas pozostaje na powierzchni. Ma w sobie rzeczywiście coś z cichego bohatera „Drive” Refna, granego przez Ryana Goslinga. Bo kogoś takiego, jak on w polskim filmie ze świecą szukać.

slepnac-od-swiatel-1-1024x576

Kuba ma jednak dość. Jest zmęczony. Chce odpocząć. Kupuje dwa bilety do Argentyny. Jeden dla siebie, drugi dla… No właśnie. Czy Pauliny, czy Marii, to czas wkrótce pokaże. Tylko to nie jest wcale takie łatwe. Zerwać z kokainowym półświatkiem. Tym bardziej, że pojawiają się przeszkody. Torba z różowym towarem najwyższej jakości (specyficzny mcguffin napędzający akcję) i pewien gangster starej daty, którego właśnie wypuścili z odsiadki. To Dario – kumpel i wspólnik szefa Kuby, Jacka z dawnych lat. Dario, mój „przyjacielu”. A raczej Janie Fryczu, nasz mistrzu. Dla Ciebie cała Warszawa! Dla Ciebie Oscar i wór nagród pod choinkę!

Wcale nie przesadzam. Jan Frycz zagrał tu swoją rolę życia. Wspina się wręcz na wyżyny. Kreuje postać przerysowaną i często szarżuje jak wściekły byk, ale wie, kiedy przystopować, a w tej konwencji sprawdza się to naprawdę bardzo dobrze. Dario jest niczym skrzyżowanie Jokera z „Mrocznego rycerza” i rodzimego Gerarda z „Długu”. On jest jak żywioł. Nieobliczalny, szalenie niebezpieczny, przerażający, ale jednocześnie także bardzo fascynujący. I podobnie jak Kubuś ma wszystko poukładane w swojej glówce, rozplanowane do ostatniego guzika. Do tej pory najlepszym czarnym charakterem polskiego filmu był Andrzej Chyra jako Gerard we wspomnianym wyżej „Długu”. Ale Jan Frycz go po prostu deklasuje. Niektórymi swoimi wypowiedzianymi one-linerami aż przejdzie do historii polskiego kina. A scena rozmowy w muzułmańskim barze pomiędzy Dario, Jackiem i Kubą to istne arcydzieło!

slepnac-od-swiatel-6-1024x576 (1)

Widz poznaje także inne szare eminencje stolicy i klientelę Kuby: posła, rapera, celebrytę, skorumpowanego glinę, a nawet prokuratora (czyli twardziela, który coś ma do ukrycia). I wszystkie te postacie są zagrane brawurowo. Na przykład Cezary Pazura, który wciela się w celebrytę Mariusza Fajkowskiego, powraca do świetnej formy i zalicza zresztą tutaj genialny monolog. Albo Eryk Lubos – w domu grzeczny mąż i tatuś, a w ukryciu wciągający koks ochlapus i donosiciel. No i grający rapera Pioruna sam reżyser Krzysztof Skonieczny. Ten to dopiero wypada bardzo naturalnie. A jak się udał teledysk zrealizowany na potrzeby serialu? No po prostu sztywniutko mordeczki moje! Nieźle, choć nie wszystkie, wypadają również panie. Mimo to kreacje Ilony Ostrowskiej i Ewy Skibińskiej są zdecydowanie do zapamiętania!

A jak spisały się nieznane Marzena Pokrzywińska i Marta Malikowska? No cóż, o wiele gorzej. Szczególnie Pokrzywińska jako rudowłosa Paulina jest niestety bardzo, ale to bardzo mało przekonująca. Poza pięknym ciałem niewiele ma do pokazania i zaoferowania. Natomiast Malikowska w roli Paziny, wiernej przyjaciółki Kubusia, całkiem dobrze partneruje Kamilowi Nożyńskiemu. Z mniej kojarzonych nazwisk jest jeszcze Krzysztof Zarzecki. Jego kreacja Malucha – właściciela klubu to mała perełka. A o Januszu Chabiorze i Robercie Więckiewiczu nie ma co za wiele opowiadać. To klasa sama w sobie! Grają brutali. A to przecież zawsze wychodzi im perfekcyjnie, o czym udowadniali już wcześniej wiele razy. Dla przykładu Jacek w wykonaniu fantastycznego Roberta Więckiewicza to tak wybuchowy szef, że lepiej go nie wkurzać, tym bardziej, że facet jest i tak zestresowany do granic możliwości zbliżającym się weselem córuni i marudzącą teściową. Ale Kubusiowi pozwala na urlop. Mało tego, on go wychwala pod niebiosa! Kubuś to, Kubuś tamto. I jak sam mówi: „To mój najlepszy chłopak”.

slepnacodswiatel3

Bo „Ślepnąć od świateł” to serial niemal bez kompleksów. Kilku moich znajomych na Filmwebie oceniło go jako słaby lub co najwyżej średni mrok bez jakości. Ich opinie są chyba jednak o wiele za bardzo krzywdzące. I w moim odczuciu nie do końca zrozumiałe. Być może mieli inne oczekiwania, być może nie czytali powieści Jakuba Żulczyka, albo też nie gustują w takich gatunkach filmowych. Oczywiście, to prawda, że wady widać tu jak na dłoni. Intryga niezbyt skomplikowana. Przesłanie proste. A w dodatku za dużo tu zrozumiałych z punktu fabularnego futurospekcji i narkotyczno-onirycznych wizji bohatera. A z kolei brakuje tutaj niestety pogłębienia postaci głównego antagonisty, granego fenomenalnie przez Jana Frycza. Dario pojawia się na ekranie stosunkowo rzadko, i choć są to momenty mocne, to chciałoby się tego psychola – jegomościa trzymającego w lodówce kałasznikowa i pijącego koktajl z surowych jaj – poznać jak najbliżej i żeby było go zawsze jak najwięcej. Do tego czasem na ekranie rządzą dłużyzny, przypadek, uproszczenia i skrótowość, co szczególnie może być wyczuwalne i zauważalne przez oglądającego w ostatnim odcinku.

Jednak nawet i z tymi pewnymi zauważalnymi wadami to i tak jest najbardziej oryginalny, najlepiej zagrany i wyreżyserowany serial od czasów drugiego sezonu „PitBulla” (kiedy Vega był jeszcze twórcą „wielkim”). Owszem, to w dalszym ciągu zlepek popkulturowych klisz. Ale zlepek zrobiony z pasją przez dwóch kolesi, którzy z tą popkulturą są jak na Ty w relacji brat z bratem. I w ten sposób wyraźnie choćby czuć ich inspirację wczesnym Refnem (trylogia „Pusher”, wspomniany już przedtem „Drive”), serialem „Breaking Bad”, a także filmami Władysława Pasikowskiego (szczególnie „Psami”) oraz legendarnym juz klasykiem kina, czyli „Wielkim pięknem” Paulo Sorrentino. Do tego to, co wyrabia tutaj Michał Englert ze swoją kamerą, to czyste złoto. Nie żartuję! Pojedyncze kadry z serialu można wręcz powycinać, oprawiać w ramki i wieszać na ścianie… Bo są tak piękne! Te neony, te znakomite mastershoty z przechodów Kubusia (vide sceny w klubie i na weselu)… Palce lizać! Krytycznie nastawieni stwierdzą, że to popisówka, która z artyzmem ma niestety bardzo mało wspólnego. Ale zanim to powiecie na głos, to pomyślcie czy wy tak mówicie to na serio. A następnie znajdźcie inny polski serial z takimi rewelacyjnymi ujęciami zdjęć. Styl gry Kamila Nożyńskiego jak z jakiegoś paradokumentu? Chybiony cios.

8DSZxIjtTF0tKme6STp36aKnP7q (1)

Widz kibicuje zatem młodemu dilerowi. Żeby nie wpadł w sidła zastawione przez CBŚ. Żeby wybrał dobrze. Żeby przeżył i spełnił wszystkie swoje marzenia. Osiem odcinków. A w dodatku otwarty finał. Czy więc powstanie drugi sezon, pomimo braku kolejnego tomu książki? Wierzyć trzeba, że powstanie bo „Ślepnąc od świateł” to serial pełen atrakcji. Bezkompromisowy w formie i treści. W którym nie wszystko jest na pierwszy rzut oka takim, jakim się wydaje. Gdzie jest pewne pole do swobodnej, ale wnikliwej interpretacji. Zbliżająca się wesoła aura Bożego Narodzenia zderza się tu z podziemnymi demonami, dusznym i bardzo brutalnym thrillerem. A cały soundtrack autorstwa Marcina Maseckiego (zarówno oryginalna kompozycja, jak i umiejętnie wzbogacona ścieżka dźwiękowa podłożonymi piosenkami – począwszy od rapu a skończywszy w końcu na klasykach polskiego rocka i popu) doskonale buduje klimat tej opowieści o dilerze pragnącym zejść ze ścieżki prowadzącej aż do samych wrót piekieł. Weźmy choćby zbitkę jego autorstwa z utworem „Nienawiść” grupy Myslovitz. Niektórych może ona co prawda wybić z rytmu, ale dla innych, wybrańców uwieść swoim niesamowitym klimatem i niezwykle uniwersalnym przekazem.

 

Ocena Aragorna:

8/10

4 gwiazdki

 

Autor publikuje swoje teksty także jako aragorn136 na własnej stronie internetowej: https://altao.pl

Dodaj komentarz