„V jak Victoria” – recenzja filmu „Czas Mroku”

W 2002 roku BBC przeprowadziło specjalną ankietę, która miała na celu wyłonienie 100 najwybitniejszych Brytyjczyków wszech czasów. Wśród nominowanych znalazło się wielu znanych i uznanych polityków, naukowców, pisarzy, muzyków, a nawet sportowców. ale tylko 10 z nich mogło się doczekać swoich specjalnych programów publicystycznych. W tej „Top 10” znalazły się tak wielkie osobistości jak: polityk Oliver Cromwell, muzyk z zespołu „The Beatles” John Lennon, królowa Anglii Elżbieta I, fizyk Isaac Newton, biolog Karol Darwin, księżna Walii Diana, czy wybitny inżynier Isambard Kingdom Brunel. Żaden jednak z nich nie mógł się równać z pewnym wszechstronnym politykiem, który nie tylko był premierem, ale także świetnym mówcą, pisarzem i malarzem. Oczywiście, mam na myśli Winstona Churchilla, człowieka, dzięki któremu w większości Wielka Brytania zdołała pokonać Hitlera i nie dopuścić siły III Rzeszy na zajęcie swojego kraju. I z całą pewnością, jak mało kto, zasługiwał on na film, skupiony na jego historii, gdyż był to wybitny polityk. Właśnie z tego powodu Joe Wright postanowił nakręcić o nim swoją kolejną produkcję, a w głównej roli obsadził aktora-kameleona, Gary’ego Oldmana. Czy jednak zdołał on odnieść Victorię, tak jak niegdyś Winston Churchill?

Znalezione obrazy dla zapytania winston churchill victoria

Tuż po wybuchu II Wojny Światowej III Rzesza rusza na podbój Francji. Już wtedy wiadomo, że całą Europę czeka największa wojna w dziejach historii. Kiedy więc Francja chyli się ku upadkowi, a żołnierze uciekają w stronę portu w Dunkierce, to kwestią czasu jest najazd nazistów na Wielką Brytanię. Premier nic nie potrafi na to poradzić, a jego rząd prowadzi wobec Hitlera politykę appeasementu, łudząc się, że kanclerz ich nie zaatakuje. Ludowi to się nie podoba i w związku z tym Neville Chamberlain rezygnuje ze swojego urzędu. Wciąż jednak potrzeba silnego dowódcy, który mógłby poprowadzić Wielką Brytanię do zwycięstwa. Premierem zatem, pomimo sprzeciwom i nieprzychylności króla Jerzego VI (Ben Mendelsohn), zostaje Winston Churchill (Gary Oldman), który w swojej historii odniósł wiele zwycięstw, ale także porażek. Dowodząc siłami wojsk z Londynu musi on pokonać nie tylko swoich przeciwników w kraju, ale także stanąć przed swoim najtrudniejszym wyobrem: negocjować pokój z wrogiem, czy wysłać ludzi na wojnę. A wszystko to w rękach jednego człowieka…

Trudno jest nakręcić biografię o Winstonie Churchillu, tym bardziej, że była to postać, która w swoim życiu miała pełno ciekawych wydarzeń. A jednak Joe Wright zdecydował się podjąć ten wysiłek i przedstawić historię premiera, który zasłynął z tego, że ciągle pałił cygaro, pił whisky, a prasie pokazywał znak Victorii, czyli zwycięstwa. Jednakże nie mamy tutaj przedstawionej pełnej jego biografii, a tylko fragment niecałych 3 tygodni, w ciągu których objął on faktyczną „władzę” nad Wielką Brytanią. I myślę, że reżyser dobrze postąpił, tak robiąc, gdyż w ten sposób mógł większą uwagę widza skupić na całym procesie objęcia przez niego urzędu premiera, a nie niepotrzebnie wplatając w to historię Winstona od urodzenia aż po śmierć.

l-ora-piu-buia-gary-oldman-esitato-prima-accettare-ruolo-winston-churchill-v5-317228

Już po pierwszych paru scenach widać, że Joe Wright nie uczynił z „Czasu Mroku” jedynie filmu biograficznego, ukazującego sytuację Wielkiej Brytanii w maju 1940 roku, ale przede wszystkim portret Winstona Churchilla. I przyznać mu trzeba, że jest on bardzo wierny oryginałowi, ale jednocześnie nie zalicza się do kopii. Reżyser doskonale bowiem oddaje charakter i osobowość bohatera, czyniąc z niego postać niezwykle interesującą i sympatyczną (przez fantastyczne wstawki humorystyczne). Wiele osób błędnie kojarzy wyłącznie Churchilla z Victorią i cygarem. Joe Wright natomiast obala ten schemat, ukazując nie tylko jego przemowy w parlamencie, ale także sporo scen z osobistego życia. I to właśnie po nich widz zaczyna zdawać sprawę z tego, że Winston nie był bezbłędnym wodzem, ale zwykłym człowiekiem, który w swoim życiu zaliczył również porażki i błędy. Dlatego w ostatecznym rozrachunku Churchill największą wojnę wcale nie odbywa z wrogami w Parlamencie, czy wojskami III Rzeszy, ale z własnym sumieniem i słabościami…

Niewątpliwie Joe Wright stworzył udany film biograficzny, który bardzo udanie oddaje postać Churchilla i sytuację z czasu, kiedy to Wielka Brytania była już na skraju wojny z III Rzeszą. Ta zgodność jest jednak związana niemalże wyłącznie z samym ówczesnym premierem. Reżyser umiejętnie bowiem poprowadził losy bohatera, czyniąc z niego, ku mojej radości zwykłego człowieka, a nie superbohatera. Wiele scen z udziałem Gary’ego Oldmana w roli Churchilla jest świetnych, ale w tym wszystkim jest to zwykłe, bezpieczne kino biograficzne, które nie próbuje łamać żadnych schematów i przez to nie jest też niczym specjalnie zaskakującym, co mogłoby na długo zapaść w pamięci widza.

Jednakże pod koniec reżyser próbuje zmienić to odczucie, stawiając na wiele scen emocjonalnych. Niestety prowadzi to do jego błędu, gdyż zaczyna sam sobie przeczyć idei Churchilla jako „zwykłego człowieka”. Największe takie właśnie kontrowersje może wzbudzić scena w metrze, w której premier postanawia porozmawiać ze zwykłymi obywatelami. Bo z jednej strony jest to najlepsza scena w filmie, a z drugiej najgorsza. Bez wątpienia została ona świetnie poprowadzona, a Gary Oldman stanął na szczycie swoich umiejętności. Niestety scenarzysta Anthony McCarten uczynił tutaj z Churchilla bohatera, którym jak wiemy z reszty filmu wcale nie był. I choć ta scena ma ładny wydźwięk, to jednak wydaje się być ona zbyt na pokaz i oderwana od reszty.

I tak jak scenografia, kostiumy, czy świetne zdjęcia autorstwa Bruno Delbonnela w dużym stopniu oddają autentyczność tamtych czasów i fantastycznie budują klimat filmu, tak niestety sam Parlament nie został zbyt dobrze potraktowany. To nie było bowiem miejsce ciągłych krzyków i ciemnego patosu, ale przede wszystkim sprytnych polityków, z których każdy miał swoją odrębną wizję na Wielką Brytanię w czasie II Wojny Światowej. Tymczasem scenarzysta Anthony McCarten skupia się tutaj przede wszystkim na rywalizacji Churchilla z Nevillem Chamberlainem i lordem Hallifaxem. Owszem, czemu nie, ale jednocześnie zapomina tutaj o wielu ważnych postaciach. Szczególnie pod tym względem boli marginesowy udział następnego premiera Clementa Atlee, który miał znaczący wpływ w polityce Wielkiej Brytanii w czasie Wielkiej Wojny, czy zupełne zapomnienie o żonie Jerzego VI, królowej Elżbiecie. Nie podoba mi się także to, że film nie ukazał ani ewakuacji z Dunkierki (okiem Anglii), ani bitwy o Anglię, na które bardzo liczyłem. Przez to „Czas Mroku” wciąż jest udaną prezentacją życia Churchilla i Wielkiej Brytanii w czasie lat 40, ale nie próbuje być czymś większym.

Podobny obraz

Nie oszukujmy się jednak – widowisko Joe Wrighta to przede wszystkim film jednego aktora, Gary’ego Oldmana, który wciela się w rolę Winstona Churchilla tak znakomicie, że aż słów brakuje na opisanie jego geniuszu. To właśnie bowiem dzięki niemu postać premiera z minuty na minutę zyskuje coraz bardziej w oczach widza, interesuje go i wzbudza sympatię. Na pochwały zasługuje także jego fantastyczna charakteryzacja, która sprawia, że aż ciężko spostrzec, że wciela się w niego Gary Oldman. Sam zaś aktor bezsprzecznie zalicza tutaj swoją kolejną wybitną kreację, która jest wart nagrodzenia Oscarem. Niesamowicie oddał on osobowość swojego bohatera, tworząc niezwykły obraz człowieka, na którego barkach spoczywała cała odpowiedzialność Wielka Brytania. Osobiście, żałuję tylko, że nie ukazano w filmie wszechstronnych zainteresowań Churchilla, które jeszcze mocniej mogłyby ubogacić jego osobowość. Poza tym jednak nie można mieć żadnych uwag względem Oldmana, bo stworzył on tutaj rolę wybitną.

Szkoda tylko, że tego samego nie można stwierdzić w przypadku pozostałych postaci, które zdecydowanie pozostają na tle Churchilla. Jedynym tego wyjątkiem jes tylko Kristin Scott Thomas, która w roli żony Churchilla, Clementine radzi sobie bardzo dobrze i niesamowicie pogłębia niezwykłą osobowość swojej bohaterki. Szkoda tylko, że później znika ona trochę z ekranu, bo gdyby dać jej więcej czasu, to ze świetną grą aktorską Scott Thomas można byłoby tutaj stworzyć kolejną genialną i niezapomnianą rolę na miano Churchilla Oldmana. Większe natomiast uwagi można mieć względem króla Jerzego VI, który choć dobrze odgrywany przez Bena Mendelsohna, wydaje się mieć małe znaczenie dla tej historii (a tak wcale nie było!) i Stephena Dillane’a, który nic większego tutaj nie pokazał. Natomiast Neville Chamberlain, grany przez Ronalda Pickupa, dostał znacznie więcej czasu, dzięki czemu stworzył ciekawą interpretację załamanego i zagubionego człowieka. Poza tym warto też zwrócić uwagę na prześliczną Lily James, która pomimo bardzo młodego wieku, dobrze poradziła sobie w roli miłej sekretarki, Elizabeth Nel.

  

„Czas Mroku” nie jest więc dziełem wybitnym, ale pomimo tego warto go obejrzeć, choćby ze względu na rewelacyjną rolę Gary’ego Oldmana. Co prawda film Joe Wrighta ustrzegł się paru błędów i momentami był zbytnio nakręcony „ku pokrzepieniu serc”, ale jednak to zwykłe, kino biograficzne ogląda się z dużą przyjemnością i dostarcza ono widzowi wiele pozytywnych wrażeń. Winston Churchill to jedna, a jeśli nie nawet najważniejsza ikona narodu brytyjskiego. Dlatego tym bardziej cieszę się, że ktoś w końcu zdecydował się o niej nakręcić film. Bo choć „Czas Mroku” nie jest aż tak wielką Victorią, jak ta Winstona Churchilla, to jednak z całą pewnością można go nazwać małym sukcesem, godnym zapalenia cygara i podniesienia ręki w geście zwycięstwa. Oczekiwania były może większe, ale i tak nie jest źle.

 

Ocena Filmaniaka:

6,5/10

3_stars.svg

 

Dodaj komentarz